W dobie social mediów wszyscy chcemy więcej, mocniej, szybciej. Brniemy w to, co przedstawia nam Instagram, w rzeczywistości tracąc poczucie własnej wartości, spokoju i szczęścia. Czy oby to Instagramowe życie jest tego warte? I ile musimy w imię niego poświęcić?
Też macie wrażenie, że Instagram zakrzywia Wam rzeczywistość?
Tylko ja mam lęki? Wszyscy inni się nie boją.
Tylko ja wolę nie ryzykować? Wszyscy inni są odważni.
Tylko ja nie mam pieniędzy? Wszyscy inni je mają.
Tylko ja nie mam sukcesów? Wszystkim innym wychodzi.
Tylko ja mam problemy? Wszyscy inni mają takie bezproblemowe życie.
Aż nagle okazuje się, że te osoby niczym się od nas nie różnią.
Oczywiście dowiadujemy się o tym dopiero wtedy, kiedy jedną z tych osób najdzie na chwilę szczerości i słyszymy, jak to naprawdę wygląda za kamerami.
Kiedy dowiadujemy się, że ta osoba prawie umarła ze strachu podczas ostatnich dalekich wojaży.
Że to ryzyko przyniosło jej o wiele więcej przykrości niż radości.
Że te pieniądze nie były warte tych nieprzespanych nocy, braku czasu dla rodziny i rozwalonego życia.
Że te sukcesy przepłaciła zdrowiem i wypaleniem zawodowym i ma problem wstać z łóżka.
Że jej rodzina kłóci się tak samo jak Twoja i że tak naprawdę każdy ma własne bolączki, którymi się nie chwali.
No bo właśnie, czy my na Instagramie chcemy się chwalić tym, co nas boli? Niewielu to robi, a jak już zrobi, to szybko dostaje za to po paluchach. I dlatego oglądamy tylko te sukcesy. Oglądamy te wielkie momenty szczęścia. Oglądamy, jacy inni są nieustraszeni. Żeby później usłyszeć, jak wiele leków i wyrzeczeń ich to kosztowało, żeby nam to pokazać.
Niech Instagram nie będzie naszą rzeczywistością. Bo tam mało kto pokazuje prawdziwą rzeczywistość. A rzeczywistość dzieje się za kulisami. Życie nie jest tylko czarno-białe, tylko ma milion odcieni szarości.
I my mamy prawo się bać. Mamy prawo nie ryzykować. Mamy prawo mieć słabsze momenty. Mamy prawo się poddawać. Mamy prawo żyć. Żyć ze wszystkimi naszymi szarymi momentami, bolączkami, tak jak robią to inni.
Bo wiecie, Instagram to taka napisana sztuka. Wyreżyserowany film. A pomyślcie sobie, ile roboty muszą włożyć twórcy, żeby taki surowy film pociąć i posklejać w gotowe dzieło? No to my właśnie jesteśmy takimi twórcami dla własnego życia. A ludzie obok nas widzą tylko gotowy produkt na ekranie i niczym krytycy filmowi oceniają ten kawałek filmu, który im prezentujemy.
Oglądasz tych wszystkich travel bloggerów i myślisz sobie: „Ale ja jestem biedna!”
A prawda jest taka, że procent osób, które mogą żyć takim życiem i być 365 dni w podróży jest może 0,0001% na tym świecie. Problem polega w tym, że Ty na Instagramie obserwujesz właśnie TYLKO takie osoby. Bo Ciebie to interesuje. Otaczasz się takim contentem, który Tobie się podoba, którego innym zazdrościsz. Ale to nie jest, jak wygląda normalne życie i realia wokół Ciebie. Bo normy są takie, że ludzie wokół Ciebie mają problem związać koniec z końcem pod koniec miesiąca. Nie mają za co zapłacić za lekarza, naprawę samochodu, albo czynsz. Nie mają na kino, nowe ubrania, a gdzie tu w ogóle pomyśleć o jakimkolwiek wyjeździe. To są realia. A Ty otaczasz się tą swoją Instagramową bańką i masz wrażenie, że wszyscy tak mają. Oprócz CIEBIE. Nie, moja droga. To Ty jesteś w normie. To oni, ci których oglądasz, wykraczają poza nią. Warto sobie to uzmysłowić.
I warto nie nakładać na siebie tej presji Instagrama. Nie musisz być popularnym reżyserem, aby nakręcić swój własny film. Nie musisz też czekać na wielkie Oscary, aby mieć dobry film. Niech to będzie film prawdziwy, ukazujący wszystkie Twoje odcienie – od smutku, przez łzy i strach, po radość i zadowolenie.